Cleopatra: A Queen’s Destiny to kolejne dzieło wydane przez francuską firmę Kheops. Studio to zasłynęło nowatorskim podejściem do mocno standardowego typu gier przygodowych, tworząc Return To Mysterious Island. Gra zrobiła naprawdę dużą furorę, wnosząc wiele świeżości do gatunku „first person adventure”. Od tego momentu, Francuzi triumfalnie podążają wytyczonym przez siebie szlakiem, korzystając w nowych produkcjach ze sprawdzonego już w boju systemu rozgrywki.
Po Returnie pojawiły się kolejno: Voyage: Journey to the Moon, ECHO: Secrets of the Lost Cavern, The Secrets of Da Vinci: The Forbidden Manuscript, Destination: Treasure Island, no i właśnie ostatnio Cleopatra: A Queen’s Destiny. Ale na czym ta innowacyjność ich gier polega? Już spieszę z wytłumaczeniem. Na początek jednak mały rys historyczny o powstaniu Kheopsa, gdyż wydaje się, że odgrywa on niebagatelną rolę.
Kheops Studio skupia w swoich szeregach grupy mniejszych developerów takich jak: Mzone, Nobilis, Totem. Poszczególne gry są swoistą koprodukcją tych firm, w różnych konfiguracjach. Łączy ich wspólne pochodzenie – wszyscy członkowie pracowali niegdyś w słynnym studio Cryo, a następnie francuskiej części Dreamcatchera. Cryo zasłynęło jako jeden z prekursorów promowania na rynku gier przygodowych, dodatkowo zabarwionych mocnymi akcentami edukacyjnymi. Ich najbardziej znanym dokonaniem była seria Atlantis. Niestety, z czasem, powstające według jednakowego schematu, kolejne gry, jak Aztec, Pompeje czy Egipt, przeładowane encyklopedyczną wiedzą, z niewielką interakcją z otoczeniem, stawały się coraz bardziej monotonne. Po upadku firmy, niektórzy z byłych pracowników wyciągnęli wnioski z popełnionych błędów i założyli własne studio, czyli Kheops. Ich prawdziwym „wejściem smoka” była wspomniana gra – Return To Mysteriuos Island. Zmniejszono nacisk na wątki edukacyjne, a postawiono bardziej na interakcję z otoczeniem i różnorodność zadań postawionych przed graczem. Kheops osiągnął sukces za sprawą wymyślonego przez siebie sposobu na prowadzenie rozgrywki i dopasowania do niego przystępnego interfejsu. Ich gry mają niebywałą grywalność, czyli coś, co jest właściwie niedefiniowalne, a co powoduje, że dana gra potrafi na długo przyspawać do monitora i nie chce się jej szybko kończyć. Benoit Hozjan, dyrektor wykonawczy studia, pytany jak udało im się to osiągnąć, stwierdził w jednym z wywiadów, że pomysły do gier czerpią garściami z życia codziennego. Podczas oglądania filmów, czytania książek, czy też będąc na wakacjach w egzotycznych krajach, notują wszystko co wpadnie im do głowy i co można przemienić w interaktywną zabawę. Jak widać wydaje się to niezmiernie proste, a jednak tylko nielicznym się udaje…
Żeby jednak nie było tak kolorowo trzeba jasno stwierdzić, że niewątpliwą słabością tych gier jest zbyt powierzchowna fabuła. Zazwyczaj jest ona luźno oparta na jakiejś książce (np. Juliusza Verne’a, Roberta L. Stevensona), rozwijając nieco jej wątki. Niestety, inwencji wystarcza twórcom z reguły tylko na parę godzin rozrywki. Oczywiście wszystkie te historie są bardzo sympatyczne i gra się w nie całkiem przyjemnie. Nie można jednak liczyć na nagłe zwroty akcji, czy większe zaskoczenia, gdyż są w miarę przewidywalne. Co ciekawe jednak, są one na tyle urocze, że nie odbierają przyjemności z grania, a głównym zarzutem pozostaje ich długość (albo raczej krótkość). Niedosyt ten potęgowany jest dodatkowo przez ich główny atut, czyli wspomnianą już grywalność.
Nie inaczej jest też w przypadku Cleopatry, która potwierdza wszystkie znane z wcześniejszych produkcji zalety jak i słabości fabularne. Tym razem, akcja rozgrywa się w Aleksandrii w 48r.p.n.e podczas wojny domowej toczonej pomiędzy Kleopatrą, a jej bratem Ptolemeuszem. W czasie gry, wcielamy się w postać młodego astrologa Thomasa, szukającego porwanej Isis i jej ojca Akkada. W czasie poszukiwań odwiedzimy trzy rozbudowane lokacje: obserwatorium Akkada z ogrodem, mauzoleum i podziemiami, wyspę Pharos wraz z latarnią morską oraz bibliotekę z mieszczącym się w niej laboratorium. Naszym celem jest odnalezienie i uwolnienie ukochanej (no i oczywiście teścia;).
Interfejs gry to w dalszym ciągu kroczenie „złotą” ścieżką wyznaczoną przez Return To Mysterious Island. Mamy więc obszerny inwentarz z miejscem na wiele przedmiotów (choć akurat tutaj maksymalnie udało mi się zapełnić jedynie 2 palety przedmiotów). Do tego spis notatek (na początku rozgrywki musimy nauczyć się rozszyfrowywać zakodowane wiadomości) oraz zestawienie dialogów i bardzo pomocny pamiętnik. Jest on prowadzony w formie opowiadania Thomasa, wspominającego czasy młodości i przeżywanej przez nas właśnie przygody. Co prawda, pojawiają się tam czynności dopiero co przez nas wykonane, jednak jest on uzupełniany w tak inteligentny sposób, by nakierować gracza co powinien zrobić w następnej kolejności. Ta, pewnego rodzaju ukryta i bardzo subtelna, forma podpowiedzi, jest godna pochwalenia.
Zagadki – czyli to co graczy wciąga najbardziej. Tym razem, na pierwszy plan wychodzą różnego rodzaju łamigłówki. Oczywiście mamy także sporo charakterystycznego używania i łączenia ze sobą na różne sposoby przedmiotów. Tym niemniej, można stwierdzić, że zostało to zrównoważone z ilością zagadek stricte logicznych. Łamigłówki, które przyjdzie nam rozwiązać, są dość różnorodne. Jedne opierają się na poznaniu greckiego alfabetu oraz różnego rodzaju bóstw greckich i egipskich. Inne z kolei bazują na sporządzaniu mikstur w antycznym laboratorium, uruchamianiu maszyn, wykorzystywaniu rozmaitych wskazówek astrologicznych, znaków zodiaku i miejscowego kalendarza.
Grafika stoi na niezłym poziomie. Stali gracze produkcji Kheopsa dobrze wiedzą czego można się spodziewać, gdyż silnik napędzający Cleopatrę jest identyczny jak w poprzednich grach tej firmy. Świat gry obserwujemy oczami głównego bohatera (Thomasa możemy jedynie zobaczyć podczas przerywników filmowych). Generalnie, są to ładne, ale płaskie tła, rysowane z zachowaniem perspektywy. Pomiędzy lokacjami poruszamy się za pomocą punktów „węzłowych”, mamy pełną swobodę obrotu o 360°. Lokacje są dobrze zaprojektowane, stopniowo odkrywają przed graczem swoje kolejne zakamarki. Najważniejsze, że pozwalają wczuć się w atmosferę starożytnego Egiptu pochłoniętego wojną domową.
Muzyka bardzo przyjemnie komponuje się z klimatem rozgrywki. Sympatyczne melodie z egipskimi, bądź arabskimi odniesieniami i delikatnymi wokalizami bardzo umilają zabawę. Dodatkowo wraz z przyspieszaniem akcji, także muzyka nabiera wigoru. Głosy dobrane do postaci są bez zarzutu. Przede wszystkim wyrazisty głos Thomasa (bo z nim głównie mamy do czynienia) jest bardzo odpowiedni. Z racji niewielkiej ilości postaci w grze, także i ich głosy zostały bardzo starannie dobrane.
Autorzy, wraz z każdą kolejna grą, starają się urozmaicić rozgrywkę i wprowadzić jakiś oryginalny element do sprawdzonej już formuły. Tak jest i tym razem za sprawą wprowadzenia tzw. czynnika szczęścia. Na początku gry, gracz wybiera znak zodiaku, który patronuje mu podczas rozgrywki. W kilkunastu miejscach decyduje on o tym, czy mamy szczęście przy wykonaniu jakiegoś zadania czy nie. Czasami, pech objawia się tym, że daną czynność trzeba ponowić (jak naprawa łamiącego się dybla w wieży oblężniczej), a niekiedy trzeba szukać zupełnie innego rozwiązania (np. gdy oponent jest uodporniony na przygotowaną przez nas truciznę). Po ukończeniu gry zostają odblokowane dwa dodatkowe tryby: jeden to gra z całkowitym limitem szczęścia (najłatwiejsza), a drugi z maksymalnym pechem (najdłuższa i najtrudniejsza). Myślę, że jest to bardzo dobry pomysł na zachęcenie gracza do ponownego wyzwania i decydującej walki z pechem.
Ciężko jednoznacznie ocenić Cleopatra: A Queen’s Destiny. Jakie jest zatem to jej przeznaczenie? Z uwagi na niezbyt skomplikowaną fabułę i długość rozgrywki, pomimo wszelkich innych pozytywów, które wcześniej wymieniłem, gra zasługuje „tylko” na notę 6+/10. Ale ponieważ naprawdę przykuła mnie do monitora i spowodowała dawno nie wskrzeszane uczucie radości grania i chęć parcia do przodu, muszę ocenić ją znacznie wyżej. Ze względu na grywalność, odpowiednią oceną jest tym samym 8/10. Dla fanów stylu Kheopsa jest to pozycja obowiązkowa. Może nie jest to coś odkrywczego, ale kilka godzin kapitalnej rozrywki chyba każdemu się przyda.
Natomiast teraz, pozostaje z niecierp
liwością czekać na właśnie nadchodzącą Nostradamus: The Last Prophecy, która ma być grą w stylu świetnego The Secrets of Da Vinci: The Forbidden Manuscript…
Łukasz „Lookasso” Balowski