Experience 112 (wydana w USA jako The Experiment) to jedna z najbardziej innowacyjnych gier od dłuższego czasu. I to nie tylko w gatunku gier przygodowych, ale w ogóle. Pod względem nowatorstwa możnaby Experience 112 postawić spokojnie na półce obok głośnego ostatnio Portalu. Na ile jednak niekonwencjonalność omawianego tytułu przekłada się na grywalność?
Już od samego początku możemy odczuć, że mamy do czynienia z dziełem wyjątkowym, czymś stworzonym przez swoistego artystę – wizjonera elektronicznej rozrywki. Otwierający grę filmik, chociaż technicznie przeciętnie wykonany, to jednak wciąga nas jak wir. I to przy pomocy prostych, ale świetnie użytych zabiegów. Po pierwsze, dzięki niesamowitej, klimatycznej muzyce. Po drugie, poprzez długi lot kamery: najpierw ponad taflą wody, a potem przelatującej przez pokład rozbitego u wybrzeża statku, aż do kajuty, w której leży kobieta – główna bohaterka gry. Po drodze, mimochodem, zauważamy poprzewracane stoliki, pootwierane szafki, kawałki rozbitego szkła, dziwne, zmutowane resztki ciał. Nic więcej nie potrzeba nam w tej chwili wiedzieć. Dzięki zgrabnej jeździe kamery, w kilka chwil dostajemy obszerny obraz sytauacji. Reszta będzie odkrywana przed nami stopniowo…
Wspomniałem, że główną bohaterką gry jest leżąca w kajucie kobieta – Lea. Ale to nie do końca prawda. Tak naprawdę, główną postacią Experience 112 jest sam gracz. To nasz komputer jest podłączony do elektronicznego panelu kontrolnego. Dzięki temu możemy kontrolować źródła światła i różne urządzenia znajdujące się na statku. Wszystko obserwować będziemy poprzez kamery przemysłowe umieszczone w każdym pomieszczeniu. Na pulpicie możemy otworzyć do 3 różnych okienek z widokiem z kamer. Naszym zadaniem jest pomoc Lei w wydostaniu się ze statku i w rozwiązaniu tajemnicy – co się na nim stało. Nie możemy do niej mówić, a drogę i wskazówki będziemy jej pokazywać zapalając światło w miejscu, do którego chcemy żeby podeszła.
Trzeba przyznać, że cały design gry, ze specyficznym sposobem obserwowania akcji i niespotykanym wcześniej podejściem do kontroli, jest bardzo interesujący i oryginalny. Jak to wszystko prezentuje się jednak w praktyce? Dzięki takiemu, a nie innemu sterowaniu, od razu jesteśmy personalnie wciągnięci w wydarzenia – stajemy się jednym z aktorów na scenie. Nie musimy się utożsamiać z Leą – my jej “tylko” pomagamy. Podobny zabieg twórcy zastosowali w swojej debiutanckiej grze In Memoriam. Tam, za sprawą płyty z grą, gracz stawał się jedną z wielu osób pomagających w śledztwie, w sprawie psychopatycznego porywacza o przydomku Phoenix. Płyta CD była zaszyfrowaną wiadomością od samego zbrodniarza, a łamiąc kody i zagadki na niej zawarte, odkrywało się powoli historię porwanej dwójki dziennikarzy. Phoenix wciągał gracza w osobisty pojedynek – zwracając się wprost do niego, stawiając przed nim wyzwania, nagradzając, podpowiadając itd. Dzięki temu, gracz był na wiele godzin emocjonalnie związany z wydarzeniami na ekranie. Także w Experience 112 ten prosty, ale jakże skuteczny trik się sprawdza.
Kolejny aspekt to przeciętna grafika. Czy może być to atutem gry? Otóż, w tym przypadku – zdecydowanie tak! Nie musi ona wyglądać rewelacyjnie, bo to przecież tylko widok ze starych kamer przemysłowych! Na dodatek, specyficzna ziarnistość obrazu nadaje wręcz grze osobliwego klimatu. Do tego smaczek taki, jak tekst Lei, mówiącej do nas z wyrzutami, po ponownym wczytaniu gry, że czekała na nas bezczynnie, przez wiele godzin szwędając się po statku. Wszytko to sprawia, że czujemy się częścią wydarzeń i opowiadanej na ekranie historii.
No dobrze, ale czy ten widok poprzez kamery naprawdę wnosi tak wiele do samego sposobu rozgrywki? Jak napisałem wcześniej, możemy otworzyć sobie okienka z widokiem z kamer. Natomiast Leą poruszamy klikając w okienku z mapą, w symbolizujące źródła światła kółeczka. Ewentualnie naciskamy na trójkąciki oznaczające elektroniczne urządzenia. Po podejściu do zaświeconego światła, Lea przeważnie powie jakiś komentarz lub podniesie przedmiot leżący obok. Czyli, nadal mamy tradycyjny point-and-click, tyle że w innej formie! Zamiast na lokacjach, klikamy po prostu na kropkach na mapce, bohaterka podchodzi, ogląda i komentuje… Fakt, że nie sterujemy bezpośrednio “avatarem” to tylko pozory, kamuflaż. I oczywiście, taka kontrola jest ładnie powiązana z fabułą, akcją i założeniami gry. Ale przysparza to też pewnych problemów. Bo w pewien sposób jesteśmy ograniczeni w stosunku do zwykłego systemu point-and-click. Liczba miejsc aktywnych jest ograniczona i co chwila sami musimy zmieniać sobie widok kamer, co może być bardzo irytujące. Taki tryb rozgrywki niewiele zatem wprowadza, a za to czasami może wręcz przeszkadzać. Cała innowacja jest więc bardzo eksperymentalna, interesująca i nowatorska, ale nie zawsze wygodna w obsłudze. Samo, nietradycyjne podejście do sposobu rozgrywki opiera się w dużej mierze na wyszukiwaniu – za pomocą odpowiedniego operowania kamerami – kodów lub znaków ukrytych w lokacjach. A kamery mają funkcje takie jak: zbliżenie, noktowizja, rotacja, czujnik ciepła itd. System kontrolny, którym kierujemy jest jednak „niestabilny” na początku gry, więc funkcje kamer dodawane są stopniowo w miarę postępowania rozgrywki.
Po grze opartej na obserwowaniu z kamer, niczym Wielki Brat lub podglądacz, możnaby się też spodziewać bardziej ekscytujących doznań. Niestety, gra w wielu momentach jest po prostu nudna i powolna. Bardzo często, trwa chwilę zanim Lea zareaguje na zaświecenie światła. Potem kolejna długa chwila, zanim powolnie dojdzie do wskazanego miejsca i znowu moment przerwy zanim wypowie komentarz. Do Experience 112 trzeba mieć naprawdę sporo cierpliwośći. Co prawda, w niektórych miejscach przyjdzie nam sterować robotami z zamontowanymi na nich kamerami, ale lwia część rozgrywki polega na szperaniu w komputerowych plikach, mailach itd. w celu znalezienia loginów i kodów potrzebnych do otworzenia kolejnych folderów, drzwi lub włączenia jakiegoś urządzenia. Prowadzi to do zapisywania całej masy szyfrów na kartce papieru. Gra staje się przez to naprawdę trudna. Fani poprzednich produkcji Lexis Numeriqe: In Memoriam i Evidence poczują się pewnie jak w domu. Większość graczy będzie chyba jednak odrzucona, szczególnie, że dodatkowo nie wytrzyma usypiającego tempa. A żeby ukończyć grę trzeba czasem chodzić po całym statku tam i spowrotem, w poszukiwaniu śladów pozwalających na otworzenie zamkniętych wcześniej pomieszczeń.
By uratować Leę, trzeba się z tymi niełatwymi zagadkami logicznymi uporać. Odkrywana stopniowo fabuła stoi na dobrym poziomie, ale lepiej jej tutaj nie zdradzać. Radzę jednak zapomnieć o tradycyjnych, przygodówkowych łamigłówkach. Lexis Numerique mając swoje własne podejście do designu gier, zmienia także nastawienie do standardowych zasad. Experience 112 to gra, z którą powinien zapoznać się każdy gracz interesujący się rozwojem elektronicznej rozrywki. Sądzę, że wielu może nie dotrwać do końca i rozstanie się z grą po kilku godzinach. Experience 112 to produkcja bardzo osobliwa i niestety nie dla wszystkich. Warto jednak chociaż przez te kilka chwil sprawdzić, co tym razem zaserwowało nam studio Lexis Numerique, kierowane przez artystę, wizjonera i eksperymentatora Erica Viennota…
Maciej „Troubleman” Bauer