Gry przygodowe są zazwyczaj całkowicie ignorowane przez rekiny branży. Dosyć niesamowite wrażenie wywołują więc sytuacje, kiedy znienacka wszystkie oczy zwracają się ku przedstawicielowi naszego ukochanego gatunku. Taki stan rzeczy ma właśnie od niedawna miejsce, choć tym razem nie jest to raczej powodem do radości.
Przed trzema tygodniami w przygodówce pod tytułem Limbo of The Lost – pierwszym projekcie swoich twórców – zostało dokonane odkrycie, które wstrząsnęło całym growym światkiem. I nie chodzi tu bynajmniej o znalezienie (w końcu!) dowodu na to, że gry przygodowe są najdoskonalszym gatunkiem gier komputerowych lub wymyślenie pierwszego systemu podpowiedzi do zagadek – takiego, który podpowiadając nie psuje jednocześnie zabawy. Zacznijmy jednak od początku…
Limbo of The Lost (w wolnym tłumaczniu „Czyściec zagubionych”) jest grą przygodową opracowaną przez trio przyjaciół z miasteczka Maidstone w Wielkiej Brytanii: Steva Bovisa, Tima Crouchera i Laurenca Francisa. Ci niepozorni z wyglądu panowie, obecnie zdrowo po czterdziestce, pracowali nad rzeczoną grą od wczesnych lat 90-tych, prowadząc niekończące się dyskusje nad kształtem gry w lokalnym pubie, należącym do jednego z nich. Pomysłowi na fabułę Limbo of The Lost z pewnoscią nie można zarzucić braku rozmachu. Oto dwie potężne istoty: Los i Przeznaczenie, kłócą się o to, czy ludzie powinni mieć wolną wolę, czy raczej działać pod kontrolą Przeznaczenia. Ostatecznie, do rozwiązania sporu na swoją korzyść, Los powołuje kapitana słynnej Mary Celeste – owianego legendą, żaglowca z XIX wieku, którego załoga zaginęła w tajemniczych okolicznościach. Rzeczony kapitan Benjamin Briggs ma za zadanie przemierzać Czyściec w poszukiwaniu Księgi Ścierpienia, którą ma następnie zapieczętować, co automatycznie nie pozwoli spełnić się Przeznaczeniu. Po drodze nasz bohater napotka zastępy zagubionych dusz, a nawet niejakich Czterech Jeźdźców. Będzie też zmuszony pozbyć się swojej irracjonalnej fobii przed insektami. Cała historia prezentowana jest w stylu groteski z dużymi ilościami czarnego humoru.
Pierwotnie gra miała się ukazać jeszcze na Atari ST, ale później, w miarę przeciągania się okresu produkcji, zdecydowano udoskonalić ją technicznie, a jako platformy docelowe ogłoszono Amigi A1200 i CD32. Wkrótce pojawił się poważny dystrybutor, termin wydania ustalono na 1995 rok, w pismach branżowych ukazywały się zapowiedzi pełne screenów, a na targach ECTS zaprezentowano nawet demo gry. W końcu nic z tego wszystkiego jednak nie wyszło, być może dlatego, że Amiga chyliła się już ku upadkowi i dystrybutor stwierdził nieopłacalność inwestycji. Mimo wszystko, cała historia nie miała zakończyć się na tym etapie i w 2003, trzech naszych zapaleńców, tym razem pod szyldem Majestic Studios, poinformowało o wznowieniu prac nad tytułem, a w drugiej połowie roku 2007 gra trafiła do sprzedaży – chociaż przy dystrybucji ograniczonej do paru europejskich krajów, niewielkich nakładach kopii i generalnie uzyskując bardzo umiarkowany rozgłos. Jednak jeszcze w 2008 roku, a ścislej mówiąc, już na dniach, Limbo of The Lost miało ujrzeć światło dzienne w USA i to z pomocą poważnego dystrybutora Tri Synergy. Zaczeło się więc odliczanie, część pudełek została już rozesłana do sklepów, ale… niemal w ostatniej chwili jeden z redaktorów strony http://www.gameplasma.com, który otrzymał od Tri Synergy wczesną kopię gry do zrecenzowania, dokonał w niej szokującego znaleziska. A mianowicie, niektóre rzekome rendery, użyte w grze jako tła lokacji, zostały rozpoznane jako kopie screenów z gry Elder Scrolls IV: Oblivion. Jak tylko informacja została upubliczniona, posypały się jak lawina kolejne, podobnego rodzaju odkrycia. Jako tła w Limbo of The Lost zostały również użyte zrzuty ekranowe z gier: Thief III: Deadly Shadows, Painkiller, Silent Hill 4, Return to Castle Wolfenstein i jeszcze paru innych znanych tytułów. Ponadto, użyto elementów graficznych z Diablo II, a do animowanych cutscenek wykorzystano fragmenty z filmów Spawn oraz Piraci z Karaibów. W związku z powstałą aferą, Tri Synergy wstrzymało sprzedaż egzemplarzy gry i ogłosiło, iż o niczym nie miało najmniejszego pojęcia.
Komentarz do tego wszystkiego jest właściwie zbędny. Trudno jednak nie wyrazić zdumienia faktem, iż osoby odpowiedzialne za grafikę w grze, kompletnie zignorowały potencjalne konsekwencje popełnienia tak bijącego po oczach plagiatu. Parę dni temu, po długim milczeniu, trio developerów odniosło się do całego incydentu i zrzuciło winę na bliżej nie określoną firmę outsourcingową, której zlecili wykonanie części grafiki. Nie jest to może samo w sobie kompletnie nieprawdopobne, ale trzeba zauważyć, iż w wywiadzie dla strony justadventure.com Steve Bovis podał się za jedynego autora oprawy graficznej Limbo of The Lost. Ponadto, i tak już mocno nadszarpniętą wiarygodność twórców gry podważają zwariowane posty sprzed paru miesięcy na forach przygodówkowych serwisów: justadventure.com i gameboomers.com, które nasi poważni developerzy następnie starali się tłumaczyć tym, że do ich kont dorwały się dzieci albo nieodpowiedzialni, pomniejsi pracownicy firmy. Dziwaczność całej tej sytuacji doprowadza coraz większą ilość graczy do kompletnej utraty poczucia rzeczywistości, a gra Limbo of The Lost wielkimi krokami zbliża się do statusu gry kultowej. W sieci zaczyna roić się od pomysłów nią inspirowanych, m. in. konkurs, w którym trzeba znaleźć ukrytego kapitana Briggsa na screenach z różnych gier. Nieliczne, wydane egzemplarze Limbo of The Lost już teraz mają status unikatów, a ich wartość będzie rosnąć z czasem.
Igor „Ascovel” Hardy
Linkografia (artykuły i porównania screenów):
http://www.gameplasma.com/limbo_of_the_lost_or_oblivion.html
http://www.justadventure.com/reviews/LimboOfTheLost/LotL.shtm
http://www.gamespot.com/news/6192856.html?action=convert&om_clk=latestnews&tag=latestnews;title;4
http://www.rockpapershotgun.com/2008/06/12/limbo-of-the-lost-an-astonishing-tale/