The Secrets of Atlantis: The Sacred Legacy – recenzja

Posted: 10/09/2008 in Recenzje
Tagi: , , ,

Czy nie znudziło się już Wam odkrywanie Atlantydy? Jeśli jeszcze nie, to na pewno z chęcią sięgniecie po The Secrets of Atlantis: The Sacred Legacy. Uprzedzam jednak, że autorzy gry w pewnym sensie robią z nas osły. Pokazują nam marchewkę na kiju, a potem znikają z nią w siną dal. I to znikają raczej na dobre…

W grze wcielimy się w postać Howarda Brooksa – młodego inżyniera aeronautyki, jednego z twórców zeppelina Hindenburg. Nasz bohater, podczas jednej ze swych powietrznych podróży, zostaje zaatakowany przez enigmatyczną sektę.

Niespodziewanie, u jego boku pojawia się tajemniczy ochroniarz – dryblas w garniturze wysłany przez wpływowego milionera i pasjonata kultury, prastarych cywilizacji i dzieł sztuki. Jak się okazuje, obie strony prowadzą wyścig, którego celem jest odkrycie sekretów zaginionego świata. A tak się składa, że ojciec Howarda swego czasu bawił się w Indianę Jonesa…

Jako że czas akcji to rok 1937, autorzy The Secrets of Atlantis zdecydowali się czerpać z klimatów noir. Ale – co ciekawe – mroczny kryminał pomieszali z kolorowym komiksem. Jest barwnie, paleta jest dosyć intensywna i jaskrawa i czujemy się niemal jak w animowanej kreskówce. Nawet ikonki oraz ramki wyświetlania dialogów w grze zostały zaprojektowane w formie kanciastych, komiksowych chmurek. Poprzez takie zabiegi, twórcy gry nakładają na całość pewne ramy umowności – ma to być luźna, przygodowa historyjka, lekka w odbiorze i skierowana do wszystkich.

Fabuła The Secrets of Atlantis niestety nie zachwyca. Może to dlatego, że temat wyczerpany został już w innych grach? Co prawda odwiedzimy kilka miejsc rozrzuconych po całym świecie, ale w grze okażą się one być tylko niewielkimi sceneriami. W Nowym Jorku nie wyjdziemy poza obręb kilku lokacji w Empire State Building, w Chinach przyjdzie nam ograniczyć się do pobytu na łodzi itd. Poza tym, cały pomysł na fabułę opiera się na zdobyciu kilku prastarych dysków, pozwalających otworzyć drogę do… mapy(?) zaginionego lądu. Nic oryginalnego – to raczej Indiana Jones w wersji dla ubogich.

Uproszczeń w grze jest więcej. Papierowe, jednowymiarowe postaci wyglądają prawie jak w krzywym zwierciadle. Główny bohater, w szarym płaszczu i kapeluszu przypomina karykaturę Humphreya Bogarta z filmu Casablanca. Z kolei elektroniczna femme fatal – pani archeolog Kate Sullivan – to niemal marne odzwierciedlenie Veroniki Lake – aktorki filmów noir z lat 40-tych. I nie było by w tym nic złego – takie nazwiska to przecież niezła rekomendacja – gdyby nie ta cała kolorowa otoczka. W The Secrets of Atlantis klimat noir gryzie się trochę z Disneyem i daleko mu nawet do skądinąd średniej ekranizacji komiksu Dick Tracy. A skojarzenia z tym filmem nasuwają się niejako automatycznie. Styl graficzny gry jest dosyć specyficzny i nie każdemu przypadnie zatem do gustu.

Pod względem technicznym, ogólnie grafika jest wykonana całkiem nieźle, nie licząc niezbyt wysokiej rozdzielczości i nieco amatorskiego sznytu niektórych teł lokacji. Poza tym autorzy cały czas są wierni swojej wizji kolorowego noir i oceniając ich pracę pod tym względem trzeba powiedzieć, że swoje wyobrażenie udało im się przekazać graczom z dobrym skutkiem. Pewien specyficzny duch „kolorowego kryminału” jest tutaj odczuwalny, czy nam się to podoba czy nie. Żal tylko, że nie udało się gry wyciągnąć na wyższy poziom. Szkoda też, że mamy tu słabą animację postaci, zarówno w samej grze, jak i w filmikach przerywnikowych (nota bene również nienajlepszych). Bardzo dobra jest natomiast niepokojąca muzyka. Skrzypce motywu przewodniego przywołują na myśl muzykę z Bioshocka. Choć w tym przypadku nie jest to złożona melodia rozpisana na orkiestrę symfoniczną, a raczej mniejszego kalibru melodyjka grana przez solistę, to jednak stylowo i celnie podkreśla nastój.

Jeśli chodzi o zagadki to The Secrets of Atlantis jest przeciętniakiem. Chociaż tym razem starano się wprowadzić typowe dla innych gier przygodowych prowadzenie rozmów z innymi postaciami oraz przede wszystkim zagadki polegające na użyciu zebranego inwentarza, to są to tutaj elementy raczej drugoplanowe. Łatwe do rozwiązania i niezbyt wyszukane, stanowią bardziej komplement niż esencję rozgrywki. Tutaj nadal, mniej lub bardziej, królują łamigłówki logiczne, chociaż dużo łatwiejsze niż w poprzednich odsłonach Atlantis. Poza tym niektóre z nich możnaby zaprojektować nieco lepiej. Taka np. łamigłówka z pszczołami, choć prosta do rozwiązania, może doprowadzić do szału złym designem i powodującą oczopląs i ból głowy animacją skrzydełek…

The Secrets of Atlantis to jedna z tych gier, których ocena końcowa jest nieco wyższa niż suma poszczególnych jej elementów. Widać, że autorzy się starali, mieli jakąś tam spójną koncepcję na grę, ale z jakichś powodów, w niemal żadnym elemencie nie udało im się wyjść ponad przeciętność. Summa summarum gra ma jednak swoją, osobliwą atmosferę, która przyciąga do monitora chociaż na chwilę. No ale potem przychodzi to nieszczęsne zakończenie, o którym trzeba tu wspomnieć. Gra urywa się w momencie, kiedy właściwie jeszcze niczego nie odkryliśmy. Prawie nic nie zostaje wyjaśnione i pozostawieni jesteśmy w samym środku (a właściwie dopiero na samym początku) przygody, a ostatni filmik raczej wprost zapowiada następną część gry. Ale producent, czyli Atlantis Interactive Entertainment to firma, która powstała tylko po to, żeby zrobić The Secrets of Atlantis i od roku 2006 słuch o niej zaginął…

Maciej „Troubleman” Bauer

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s