Czy wzorem rynku niemieckiego, również w Polsce rozkwitnie produkcja gier przygodowych? Czy rodzime przygodówki, osiągną poziom predysponujący je do sukcesu na arenie międzynarodowej? Czy wreszcie polscy gracze będą z wypiekami na twarzy oczekiwać kolejnych tytułów z naszego podwórka? W ostatnim czasie pojawiła się iskierka nadziei, że na tego typu pytania będzie można w końcu odpowiedzieć pozytywnie. A wszystko za sprawą City Interactive, która jako jedyna polska firma od lat, zajęła się produkcją gier przygodowych.
Niewiele ponad rok po debiutanckiej, pełnej niedociągnięć, ale za to ze sporym potencjałem, grze Art of Murder, na rynku ma się pojawić jej kontynuacja o podtytule Hunt for the Puppeteer. Kontynuacja przygód detektyw Nicole Bonnet, na sklepowych półkach zagości już w marcu, lecz oczekiwanie na wspomniany sequel ma graczom umilić, wydana właśnie gra Chronicles Of Mystery: Rytuał Skorpiona.
Łezka się w oku kręci, na wspomnienie polskiej firmy Metropolis, która od premiery dość amatorskiej jeszcze Tajemnicy statuetki (1993), kolejnymi tytułami czyniła ogromny postęp, poprzez Teenagenta (1994), aż do Księcia i Tchórza (1998), będącego produkcją na światowym poziomie (jak na tamte czasy). Niestety w związku z pewnym upadkiem gatunku gier przygodowych w początkach XXI wieku, studio to skupiło się na produkcji innych rodzajów gier. Jednak wspomniane powyżej tytuły, do dnia dzisiejszego pozostają w sercach wielu polskich przygodówkomaniaków. Czy podobnie będzie z produkcjami City Interactive?
W Chronicles Of Mystery wcielimy się w postać młodej archeolog Sylvie Leroux. Aktualnie pracuje ona nad pracą naukową dotyczącą zagłady Sodomy i Gomory. Jak się okaże, ma to także związek z Zakonem Rycerzy Szpitala Jerozolimskiego oraz odkryciem dokonanym przez jej stryja, profesora i namiętnego badacza historii. Na nieszczęście, już na początku wuj przepada bez śladu, a wraz z rozwojem intrygi na arenie wydarzeń pojawi się Watykan oraz Mossad. Niestety fabuła, która zapowiadała się całkiem atrakcyjnie, jest tu zdecydowanie najsłabszym elementem. Jest płytka, wtórna, pełna nieścisłości i dramatycznie krótka. Widać wyraźnie inspiracje twórców serią Broken Sword, a zawiązanie akcji nasuwa skojarzenia z Secret Files: Tunguska. Jednak porównywanie Rytuału Skorpiona, do tak znakomitych tytułów to ogromne nadużycie. Bardziej na miejscu jest tu wspomnienie o recenzowanej u nas grze Belief&Betreyal, która swoją krótkością, jak i banalnością zagadek mocno irytowała. Jakież było moje zdziwienie, gdy po ukończeniu przygód dzielnej Sylvie okazało się, że tamta produkcja jest jednak dłuższa, ciekawsza i bardziej wymagająca od gracza!
W kwestii samej rozgrywki, w 99% będziemy zajmować się używaniem, bądź łączeniem przedmiotów oraz dialogami. Zagadek logicznych w grze właściwie nie ma, bo ciężko nazwać nimi nieliczne(około pięciu!) i prymitywnie proste łamigłówki. Wysiłku intelektualnego tu raczej nie doświadczymy. Zadowoleni będą jedynie ci, którzy chcą bezstresowo i szybko dotrzeć do zakończenia (przeciętnemu graczowi nie zajmie to więcej niż 4 godziny, doświadczonemu nawet mniej niż 3).
Gra jest totalnie liniowa, dopiero po wykonaniu wszystkich czynności zapala się kontrolka na skuterze, którym bohaterka może jechać do następnej lokacji. Twórcy zapowiadali, że będziemy dużo podróżować, no i rzeczywiście w grze odwiedzimy Maltę, wyspę Gozo, Istambuł, Paryż czy nawet Watykan. Niestety lokacje te mają zaledwie kilka ekranów i w większości równie dobrze mogłyby to być inne miasta, gdyż nie rozpoznamy w nich nic szczególnie charakterystycznego. Przykładem może być Paryż, reprezentowany jedynie przez pokój w mieszkaniu bohaterki na początku gry.
W porównaniu do Sztuki Zbrodni zmodyfikowano trochę interfejs, dodając osobną zakładkę na zgromadzone dokumenty oraz pamiętnik. Z racji krótkości i miałkości fabuły, raczej nie ma potrzeby w ogóle z nich korzystać, chociaż w założeniach jest to dość przydatny element. Natomiast inną sprawą jest infantylny język, jakim bohaterka posługuje się podczas pamiętnikowych wpisów. Kobieta pisząca poważną historyczną pracę naukową, tutaj pisze w stylu „…kochany dzienniczku chciałam ci opowiedzieć…’ itp. Na szczęście jest tylko 5 zapisków, bo raptem tyle dni trwa akcja gry.
Trzeba wspomnieć również, że podczas rozmów z postaciami w końcu wprowadzono linie dialogowe do wyboru. To zdecydowana poprawa w stosunku do poprzedniego tytułu. Niestety, osób biorących udział w całej intrydze jest niewiele, a na dodatek niektóre z nich wypowiadają raptem parę sentencji. Efekt tej zmiany jest zatem mało istotny. Generalnie brakuje tu jakiegoś większego rozmachu, pogłębionych charakterów, które pozwoliłyby bardziej wczuć się w przedstawione na ekranie wydarzenia.
Tym razem City Interactive zrezygnowało z silnika Wintermute i zaczęło korzystać przy produkcji swoich gier ze znanego chociażby z Syberii, 3DVIA Virtools. Trzeba przyznać, że była to bardzo słuszna decyzja, gdyż graficznie gra prezentuje poziom więcej niż przyzwoity. Choć o jakiejś rewolucji mowy tu być nie może, to na pewno jest lepiej niż w Sztuce Zbrodni. Tym razem nie mamy do czynienia z mrocznym klimatem. Zdecydowanie przeważają jasne, słoneczne, starannie narysowane lokacje. Nałożono na nie, z zadowalającym efektem, trójwymiarowe postacie. Przerywniki filmowe są niestety, w dalszym ciągu mocno przeciętne, raczej bez większego błysku.
Muzyka specjalnie się nie wyróżnia, ale też zbytnio nie przeszkadza w rozgrywce. Natomiast głosy podłożone są bardzo porządnie i odpowiednio do nielicznych w grze postaci. Podobnie jak w Art Of Murder, mamy tu do czynienia z angielską wersją z polskimi napisami. Jak widać autorzy ponownie celują głównie w rynek zachodni, aczkolwiek śmiem wątpić, czy takim produktem są w stanie tam coś zawojować.
Ciekawostką jest, że gra podczas produkcji aż trzykrotnie zmieniała tytuł. Miało to na celu, chyba wyłącznie, wywołać szum medialny jako, że nic innego, oryginalnego w tej grze nie można było zaprezentować… Nie rozumiem też, dlaczego firma zamiast zbudować sobie renomę jednym, ale obszernym i porządnie dopracowanym tytułem, woli rozmieniać się na drobne. Wydając gry, które swoją objętością i poziomem trudności niewiele przewyższają niektóre amatorskie produkcje, można dosyć szybko stracić zaufanie graczy. Wygląda na to, że nastawiono się na masową produkcję gier opartych na wytartych kliszach fabularnych, nie starając się nawet ich jakoś twórczo rozwinąć. Reszta składników to: banalnie proste zagadki, maksymalna liniowość i brak jakichkolwiek innowacji.
Teraz, z wielkim niepokojem oczekuję na kontynuację Art Of Murder. Po pierwszej części, którą miałem okazję recenzować, wyrażałem spore nadzieje, że po przetarciu szlaków pierwszym tytułem, twórcy wyciągną wnioski z popełnionych błędów. Łudziłem się, że ich następna produkcja będzie już produktem na naprawdę wysokim poziomie, takim którym będzie się można spokojnie pochwalić na całym świecie. Po tym czym zostaliśmy uraczeni w grze Chronicles of Mystery moja wiara została mocno zachwiana. Pozostaje nadzieja, że nad Art of Murder 2 pracuje trochę inny zespół, gdyż gry te powstawały równolegle… Obym miał rację, bo w innym wypadku czeka nas kolejny srogi zawód…
Łukasz „Lookasso” Balowski