Nareszcie dotarł do nas jeden z najbardziej oczekiwanych, przygodówkowych sequeli ostatniego czasu (w kolejce czeka Still Life 2). Z Tajnymi Aktami 2 jest jak z niezłym filmem akcji. Robi dobre wrażenie, przyjemnie się z nim obcuje i z zadowoleniem oddajemy się pełnemu relaksowi. Niedługo po zakończeniu szybko jednak o nim zapominamy, m.in. za sprawą nie do końca udanej fabuły i słabej gry aktorskiej. Ale takie produkcje są również potrzebne. Właśnie dla całkowitego odprężenia.
Fabuła gry to w pewnym stopniu pokłosie Kodu da Vinci Dana Browna (nie po raz pierwszy zresztą, patrz np. Belief & Betrayal) oraz aktualnego ostatnio m.in. w mediach i filmach tematu ekologicznego, a ściślej mówiąc wpływu zanieczyszczania przez nas planety na coraz częstsze występowanie naturalnych katastrof. W Tajnych Aktach 2 temat ten podchwycił wielebny Pat Shelton, który pod szyldem sekty Puritas Cordis, powołując się na ponad trzystuletnie przepowiednie proroka Zandony, wieści nadchodzącą szybkimi krokami apokalipsę. Zlęknione owieczki lgną do pasterza… Ale w całej historii jest jeszcze drugie dno. Interesująca, fabularna wolta następuje w okolicach 4 godziny gry. Zawodzi jednak wytarta konkluzja z całej fabuły oraz trywialny, do bólu hollywoodzki finał.
W kontynuacji Tajnych Akt ponownie spotykamy znanych nam już bohaterów. Po nieudanym związku z Maxem, Nina wybiera się w rejs wycieczkowym statkiem, a jej były udaje się w podróż do indonezyjskiej dżungli. Próba budowania osobistego tła bohaterów przywołuje lekko na myśl sytuację Kate Walker z Syberii. Tutaj jednak, para ma się zbliżać z powrotem do siebie… dzięki zrządzeniu losu.
Mając dwie główne postaci rozlokowane w różnych zakątkach Ziemii, autorzy gry po raz kolejny zastosowali bardzo ciekawy zabieg. Prowadzą dwa pozornie różne wątki fabularne równocześnie. Etapy, w których gramy Niną i Maxem (w sumie są w grze 4 grywalne postaci) przeplatają się ze sobą w zgrabny sposób. Po rozwiązaniu pewnych spraw na statku, przenosimy się do dżungli, by po jakimś czasie znowu powrócić do wycieczkowego rejsu, a potem przeskoczyć ponownie do Indonezji i Maxa. Dzieje się to przeważnie w interesującym i trzymającym w napięciu momencie, wzorowanym na serialowych cliffhangerach. Grając więc ekscytujemy się nie tylko tym co dzieje się na ekranie, ale również tym co stanie się za chwilę w drugim wątku.
Znowu wprowadzono sprawdzony pomysł z pierwszej części, polegający na współpracy. W niektórych fragmentach gry możemy dowolnie przełączać się pomiędzy postaciami, wymieniać się przedmiotami z osobą przebywającą za ścianą, w pomieszczeniu obok itp. Urozmaica to rozgrywkę, która jest zresztą największą zaletą Tajnych Akt 2.
Podobnie jak część pierwsza, także i sequel opiera się na bardzo dobrych i w miarę racjonalnych zagadkach inwentarzowych, czyli na kombinowaniu i używaniu przedmiotów. Zdarzają się też logiczne łamigłówki, polegające na ułożeniu znaków, rozszyfrowaniu kodu itp. ale na szczęście nie są zbyt trudne i otrzymujemy opisy lub też wskazówki na jakich zasadach mamy je rozwiązać. Dzięki temu nie musimy niepotrzebnie główkować o co w nich chodzi, tylko od razu możemy zabrać się za myślenie nad ich rozwiązaniem. Ogólnie gra nie jest trudna i zagadki są na nieźle wyważonym poziomie, nie są ani zbyt łatwe, ani za trudne, dzięki czemu gra się przyjemnie i płynnie, ale nie jest też nudno i nazbyt prosto.
Gdyby jednak ktoś miał kłopoty, gra wyposażona jest w możliwość podświetlania hotspotów. Poza tym w niektórych miejscach, choć nie przez cały czas, możemy znaleźć wskazówki w dzienniczku. Taka forma podpowiedzi wydaje się być w sam raz. Jeśli ktoś nie ma ochoty, to po prostu z nich nie korzysta.
Graficznie gra prezentuje się bardzo ładnie. Oczywiście mogłoby być trochę więcej detali, ale nie ma się co przyczepiać. Tła i postaci spełniają swoje zadanie, ale na kolana nie powalają. Podobnie jest z muzyką, która gdzieś tam w tle od czasu do czasu się pojawia, ale nie zostaje na dłużej w pamięci. Oprawa audiowizualna to po prostu dobra pod względem technicznym robota. Warto jednak zwrócić uwagę na liczne przerywniki filmowe, które niewątpliwie dodają grze dynamizmu.
Chyba najsłabszym elementem gry są dialogi i to z różnych powodów. Po pierwsze, są bardzo słabo zagrane (nasza wersja ma angielskie głosy i polskie napisy). Kwestie wypowiadane są w bardzo nienaturalny sposób i słychać, że obsada do utalentowanych aktorsko nie należy. Wszystko brzmi jak animowany serial dla małych dzieci. Nina brzmi prawie jak Sunny z So Blonde, a Max niemal jak Duke Nukem. Oryginalna, niemiecka wersja językowa jest podobno dużo lepsza. Szkoda… Po drugie, dialogi są marnie napisane i nie chodzi mi o polskie tłumaczenie, ale o to co stworzył scenarzysta. Czerstwe, nieciekawe, bez polotu i co najgorsze, w niektórych momentach silące się na zupełnie nieśmieszny dowcip. Apogeum słabego i nijakiego humoru osiągnięto podczas ”zabawnych” napisów końcowych. A może ja już jestem za stary…
Tajne Akta 2: Puritas Cordis to dobra gra, prezentująca wysoki poziom pod względem wykonania technicznego oraz rozgrywki. Gra zapewniła mi 9-10 godzin relaksującej i odprężającej zabawy na zadowalającym poziomie (choć licznik w grze pokazał 8 godzin). Zabrakło jednak jakiegoś błysku, czegoś wyjątkowego. Zabrakło mi też tajemniczych i klimatycznych lokacji, a takie były w części pierwszej. W Tajne Akta: Tunguska grało mi się zresztą nieco lepiej. Mimo tego polecam Puritas Cordis każdemu miłośnikowi gier przygodowych. Niezadowolonych powinno być niewielu.
Maciej „Troubleman” Bauer