A Vampyre Story – recenzja

Posted: 20/03/2009 in Recenzje
Tagi: , , ,

A Vampyre Story rodziła się przez wiele lat w ciężkich bólach. Współtwórca kultowych tytułów  legendarnego studia LucasArts, takich jak Full Throttle, The Dig, The Curse of Monkey Island, długo zmagał się z potencjalnymi wydawcami. Po raz pierwszy gra znalazła się na zakręcie, gdy upadła podejrzana firma Bad Brains Entertainment, która zniknęła z pola widzenia nie finalizując żadnego z zapowiadanych przez siebie projektów (m.in. The Whispered World, I-jet, Orgastic Four, Sam & Max 2).

Na szczęście niemieckie Crimson Cow wzięło pod swoje skrzydła założone przez Billa Tillera studio Autumn Moon Entertainment. Wreszcie ten uznany autor ponownie pojawia się w gronie przygodówkowych twórców. Powraca jednak w sposób nieco kompromisowy. Z powodów finansowych postanowiono dłużej nie czekać i podzielono opowieść o wampirzycy Monie na kilka części. A właściwie odrąbano jej fragmenty tasakiem. Na płycie z A Vampyre Story dostajemy mianowicie tylko pierwszy rozdział historii, która ma być kontynuowana w kolejnych odsłonach gry. Pod warunkiem, że znajdą się pieniądze na produkcję i że początkowy kawałek nieźle się sprzeda. Po przejściu tego co otrzymaliśmy o wydanie kontynuacji raczej się nie martwię.

Chociaż to dopiero początek dłuższej fabuły, to i tak prezentuje się ona dosyć okazale. Przed nami stoją dwa główne zadania. Pierwszym z nich jest wydostanie się z mrocznego zamku w Draxsylwanii, gdzie główna bohaterka, świeżo zamieniona w wampirzycę śpiewaczka operowa Mona de Lafitte, więziona jest przez niezbyt rozgarniętego i przemądrzałego krwiopijcę Szprytka von Kiefera.  Drugim jest eksploracja pobliskiego miasteczka w celu skombinowania transportu dla trumny…eee… łóżka Mony, tak by mogła kontynuować swą upragnioną drogę powrotu na sceny Paryża, bez ryzyka wyparowania w niebyt. A na plecach czuć również oddech ciamajdowatych łowców wampirów z pewnego zakonu. Historia zapowiada się interesująco, no ale właśnie… zapowiada się… Po opuszczeniu małej mieściny oglądamy filmik przedstawiający nam następną lokację, do której zmierza Mona i to by było na tyle. Pozostaje czekać na rozdział drugi…

Naprawdę szkoda, że gry nie udało się wydać od razu w całości. Ale z drugiej strony szkoda by też było, gdyby miała się na rynku nie pojawić wcale. A Vampyre Story zachwyca ślicznymi, rysowanymi, dwuwymiarowymi tłami. Wszystko jest tutaj naszkicowane z dużym przymrużeniem oka: powykrzywiane, lekko zwariowane, jakby w krzywym zwierciadle, ale jednocześnie bajkowe i czarujące. Styl graficzny przypomina The Curse of Monkey Island, z zakręconymi chmurami i pięknymi obiektami. Chociaż tutaj obracamy się w zgoła odmiennej kolorystyce pełnej różu i fioletu. Nie spodziewałem się, że połączenie takich barw wprawi mnie w nieco mroczny, ale zarazem komediowy i baśniowy nastrój. A jednak, udało się to znakomicie. Szkoda tylko, że nie da się podwyższyć rozdzielczości ekranu, a w przerywnikach filmowych te same, urocze tła są powiększone i rozmyte przez co cut-scenki  odstają jakością od reszty.

Nie najlepiej jest też jeśli chodzi o trójwymiarowe postaci. Mam wrażenie, że gra lepiej prezentowałaby się w całości w 2D (tak była zresztą pierwotnie tworzona). Nie mówiąc już o tym, że modele bohaterów mają drobne tendencje do przenikania przez obiekty, przycinania się i blokowania w pewnych miejscach. Dotyczy to szczególnie postaci nietoperza Froderyka, przyjaciela Mony, który w momencie służenia pomocą, nieraz potrafi się zahaczyć, a cała scenka przeskakuje wtedy jakby o sekundę do przodu. Są to drobne błędy techniczne, które nie mają większego wpływu na rozgrywkę, ale niestety nieco rażą i ogólnie psują dobry obraz całości. Podobnie zresztą jak zdarzające się niekiedy, zbyt długie animacje ruchu ust postaci. W grze mamy mianowicie możliwość pominięcia dialogów naciskając klawisz spacji. W lokacjach w wiosce przytrafiły mi się sytuacje, kiedy mimo przeskoczenia rozmowy dane mi było poczekać, aż bohaterowie jeszcze przez jakiś czas wykażą się mimiką.

Ten sam klawisz spacji udogodni nam poruszanie się po planszach. Mona nie potrafi biegać, ale po jego wciśnięciu postać automatycznie przeniesie się w wybrane miejsce. Z tego typu udogodnień, zaopatrzono nas również w modne ostatnio podświetlanie hot-spotów, wywoływane klawiszem Tab. Jeśli natomiast bezzwłocznie chcemy przeskoczyć do lokacji obok, zamiast lewym przyciskiem myszy, klikamy na przejścia prawym.

Gra prezentuje się bardzo dobrze pod względem dźwiękowym. Przyjemne dla ucha wątki muzyczne nie dość, że doskonale współgrają ze zwariowanym klimatem lokacji, to oprócz tego dodają atmosferze gry kolejną domieszkę lekkiego absurdu. Oryginalne, angielskie głosy podłożone są bardzo profesjonalnie i słucha się ich z przyjemnością (w Polsce mamy do czynienia z wersją kinową zaopatrzoną w solidnie opracowane napisy). A tekstów mówionych jest w A Vampyre Story sporo. Poza rozmowami, mamy tu liczny wachlarz opisów. Interfejs przypomina ten z The Curse of Monkey Island, tzn. klikając na przedmiocie otwiera się nam spektrum wielofunkcyjnych ikonek. Mamy więc symbol rączki do brania, oka do patrzenia, ust do rozmowy i skrzydełek do latania (okazyjnie Mona potrafi zamienić się w nietoperza). Jeśli jednak użyjemy jakąś funkcję w miejscu, w którym nie wywołuje żadnej akcji, to Mona i tak wypowie dowcipny komentarz. W rezultacie zamiast jednej funkcji oglądania mamy ich kilka, powodujących różne opisy tej samej rzeczy. Np. kiedy użyjemy ikonki rozmowy na skrzynce z ziemią, główna bohaterka powie „I don’t like dirty talk” (napisy w polskiej wersji: „Nie lubię przyziemnych rozmów”). Często też takie przyglądanie się przedmiotom na różne sposoby wywoła dyskusję pomiędzy Moną, a siedzącym na jej ramieniu nietoperzem Froderykiem.

Jak zatem jest z tym humorem w grze? Dosyć nierówno. Przy tak dużej ilości tekstu, zarówno jeśli chodzi o dialogi jak i opisy, trudno było utrzymać wysoki poziom przez cały czas. Co prawda wszystkie teksty pasują do nieco surrealistycznego klimatu, ale tylko sporadycznie wywołują uśmiech na twarzy, a tylko parę razy śmiech (świetna postać Ozzy´ego Fontanny jako parodia innego Księcia Ciemności;-). Jest natomiast sporo smaczków i nawiązań do czasów nam współczesnych, innych gier, filmów i książek.

Mocną stroną A Vampyre Story są zagadki, które trzymają naprawdę dobry poziom. Nie jest to przygodówka o casualowym charakterze, jakich ostatnio wiele. Nie wystarczy przez całą grę tylko iść do przodu i podniesioną rzecz użyć w następnej lokacji. Czasami przyjdzie nam naprawdę pogłówkować, a nawet pokombinować. Już w samym Zamku Szprytka natrafimy na zadania, które wymagają łączenia i czasami daleko idącego kojarzenia różnych informacji, zdarzeń, przedmiotów na które natrafiliśmy w wielu miejscach. Można powiedzieć, że niejednokrotnie zagadki się ze sobą przeplatają. Samo wydostanie się z Zamku to wielowarstwowy zestaw problemów do rozwiązania. Nie tylko pod względem oprawy graficznej, ale też właśnie ze względu na rozgrywkę A Vampyre Story nasuwa luźne skojarzenia z The Curse of Monkey Island. Co ciekawe zastosowano tu system zapamiętywania przez Monę przedmiotów lub pomysłów na ich zastosowanie. Jeśli wampirzyca nie chce czegoś wziąć, ale uważa, że w przyszłości może zechcieć po to wrócić, odpowiednia ikonka pojawi się w inwentarzu gotowa do użycia.

A Vampyre Story to dobra gra, która dostarcza niemałej przyjemności. Jest bardzo ładna, wystarczająco wymagająca, pomysłowa i wciągająca w swoją specyficzną, oryginalną atmosferę. Obraz całości psują błędy techniczne oraz urwana fabuła, z zakończeniem zapowiadającym dalsze perypetie Mony i Froderyka. Gdyby nie to, mogło być prawie idealnie. Być może sprawiedliwiej byłoby też, gdyby gra miała jakiś podtytuł informujący o tym, że to jedynie pierwszy rozdział przygód. Nie jest to natomiast epizod tak krótki, jak np. te zaserwowane nam przez Telltale Games w serii Sam & Max. Przejście A Vampyre Story zajęło mi około 11 godzin, a to już dużo więcej niż oferuje wiele przygodówek wydanych w ostatnim czasie. Nie ukrywam jednak, że wolałbym zobaczyć całą historię za jednym razem. No cóż, z niecierpliwością czekam na A Vampyre Story 2, bo uważam, że jednak warto…

PS. Jak się okazało przed chwilą, Autumn Moon nie próżnuje i otworzyło właśnie oficjalną stronę A Vampyre Story 2 🙂

Maciej „Troubleman” Bauer

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s